Dowiadujemy się, że będziemy
odpowiedzialne za oprawę muzyczną. Muszą być w Duchu Taize-dodaje
Ksiądz. Teksty mają być wyświetlone na projektorze, więc trzeba
przygotować prezentacje z tekstami. W pierwszej kolejności
zajmujemy się zdobyciem piosenek. Po kilku godz. znajomy Ksiądz
wykopuje je ze sterty misyjnych materiałów i dostarcza nam.
Okazuje się, że kojarzymy 20% zdobyczy. Następne chwile spędzamy
na nagraniu piosenek śpiewanych przez Księdza, by móc się ich
wieczorem nauczyć. Odkurzamy gitarę i wspólnymi słuchami tworzymy
chwyty. Potem Aga zajmuje się prezentacją, a ja szukam 100 cytatów
Janka Bosko, które będziemy mogły wręczyć wraz z lizakami w
gratisie wszystkim przybyszom. Co jakiś czas serwujemy sobie przerwę
i próbujemy przyswoić śpiewanie i granie piosenek. Po 2.00
finiszujemy i idziemy spać.
Rano dowiadujemy się, że piosenki
jednak nie będą wyświetlane na projektorze i lepiej będzie jak
zrobimy śpiewniczki.
Na adoracji Ksiądz przejmuje
prowadzenie-wchodząc ze swoją gitarą i pieśniami.
Lizaków z cytatami nie wręczamy, bo
właśnie w chwili naszej nieobecności połowa ludzi zdążyła się
rozejść.
Święto Jana Bosko
Rano, godz przed Mszą otrzymujemy
zadanie, by przejść po wszystkich klasach i pozapisywać ludzi na konkursy. Warunkiem zapisu na listę jest udział w loterii-koszt
biletu 5 kwacha (3.5zł) W każdej klasie wszyscy tryskają wielką
radością na nasze wieści, do momentu gdy nie wspominamy o kupnie
losu. Przeważnie reakcją jest pytanie: Czemu nikt nam nie powiedział o tym wcześniej?! Lub podejście z 1 kwachem i zapytanie: Czy
tyle wystarczy?! Po obejściu całej szkoły, w której uczy się
około 1000uczniów, mamy na liście 84 osoby, z czego my-za pieniążki podesłane od naszej znajomej Ani płacimy za nasze
dziewczynki z Sierocińca. Po uroczystej Mszy, udajemy się na Plac
Szkolny by kontynuować celebrowanie Święta. Z daleka słyszymy
krzyki: Patrycja, Agnieszka, gdzie jesteście? Wszyscy na Was
czekają! Zawalamy się wszystkimi gadżetami maxymalnie jak się da
i lecimy na środek placu, na którym wita nas 1000osób. Siostro, a
gdzie mikrofon? - Pytamy. Nie wiedziałam, że będziecie
potrzebować, zaraz ktoś przyniesie-słyszymy odpowiedź. Nie mamy
czasu, róbcie na razie bez mikrofonu, po 2 konkursy jednocześnie,
możecie brać również tych spoza listy-dodaje. Po mimo, że nie
dowierzamy temu wszystkiemu, zaczynamy tak działać. Po godz pojawia
się mikrofon, który po przez swą awarie nie polepsza sytuacji.
Jednak udaje nam się to poprowadzić do końca bez jego wsparcia.
Dawanie siebie, pomaganie
potrzebującym, działania charytatywne. To, to co pociągało me
serce od młodych lat. Jednak pod pewnymi warunkami. Gdy widziałam w
tym jakiś sens i choć minimalne efekty pracy. Gdy miałam kontrolę
nad sytuacją, a mój tok myślenia nie sprzeciwiał się niczemu. Dzięki przyjaźni z Panem Bogiem, moje warunki z czasem zaczęły łagodnieć-serce stawało się coraz
mniej ograniczone.
Na misji przyszedł czas na "jazdę bez trzymanki"– działania bez stawiania jakichkolwiek warunków. Teraz motywacją jest tylko/aż MIŁOŚĆ. Wlewająca pokój i szczęście w serce niezależnie od przebiegu sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz