środa, 26 lutego 2014

Twe światło jest na drodze mej

Od ponad dwóch miesięcy soboty spędzamy w malutkim kościółku w Fatimie. Znajduje się on w Buszu, 20 km od naszej placówki. Powodem tego jest zaprzyjaźniony Ksiądz z Polski, który poprosił nas o namalowanie tam kilku rzeczy. Jest to dla nas nowe doświadczenie i wielka radość z możliwości ofiarowania Panu Bogu takiego prezentu. Ośmieliłyśmy się nawet nazywać go naszym kościółkiem.
Dzisiaj jedziemy tam nie z Księdzem, ale z Jego pracownikiem Erykiem. Zaskakuje nas z samego rana, gdyż przyjeżdża przed czasem. W ekspresowym tempie zmieniamy nasze kościelne ubrania na robocze, spijamy kawę w locie i ruszamy.
Droga do Fatimy w 80% jest drogą bardzo kiepskiej jakości. Zwłasza teraz, w porze deszczowej, przejazd bez utknięcia lub chociażby tańca w błocie graniczy z cudem. W szczególności na jednym zakręcie, gdzie podłoże jest bardzo zdradliwe, przejazd wąski i zbocze wyjątkowo strome.

Tym razem po kilku minutach jazdy dostrzegamy busa. Ups. Biedaczyna ma niechciany postój. Stara się ruszyć, ale nie może. Eryk w ekspresowym tempie wyskakuje z samochodu z linką i łączy łączy nasze pojazdy. Po chwili kierowca z busa daje znać, że jest już na bezpiecznym terenie. Uwalniamy się od niego i odjeżdżamy. Nagle słyszymy krzyki wzywające nas do powrotu. Bez najmniejszego zastanowienia czy komentarza cofamy się. Okazuje się, że bus ma nadal problem z ruszeniem. Ponawiamy próbę, tym razem odjeżdżając znacznie większy kawałek. Jest radość. Tym razem bus jest już naprawdę zdolny do samotnej jazdy.
Kawałek dalej mijamy ludzi łapiących stopa. Na tym odcinku drogi jest to rodzaj transportu, który cieszy się największym powodzeniem, ponieważ bus jeździ tutaj tylko raz w tyg. Patrycja śmiejąc się rzuca pytaniem: Eryk, dlaczego ich nie wzięliśmy?! Nie słyszymy odpowiedzi, ale w tym przypadku jazda na wstecznym mówi znacznie więcej.
Następny przystanek to wzięcie kluczy do kościoła, od jednej z parafianek. W czasie czekania na Nią, zbiegają się do nas dzieci. Biali ludzie są tutaj wielką atrakcją. Zobaczenie nas z bliska, dotknięcie czy uszczypnięcie, sprawia im niesamowitą radość. Delektujemy się swoją obecnością, wymieniając się uśmiechami i pozdrowieniami. Na pożegnanie Czekoladki zostają obdarowane przez naszego kierowcę lizakami.
Docieramy do celu. Dzisiaj przed nami ostatnie chwile pracy w tym miejscu. Spędzamy je na rusztowaniu malując krzyż na zewnętrznej ścianie kościoła. Wysokość tym razem nie jest dostawcą lęku, ale pięknych widoków, sięgających w głąb buszu. Spoza chmur co jakiś czas uśmiecha się do nas słońce.


Jakoś tak wyjątkowo światło z Nieba pada dzisiaj na Eryka:
Tego, który poraz kolejny łamie schemat "typowego Zambijczyka."
-Niegarniętego, leniwego, myślącego tylko o sobie i mającego na celu zedrzeć z Białego ile się da.
Tego, który przypomina, by nie wrzucać wszystkich do jednego worka, ale każdego rozpatrywać na osobności.
Tego, który utwierdza w przekonaniu, że wszystko zależy od człowieka.

sobota, 15 lutego 2014

Jazda Bez Trzymanki

Adoracja
Dowiadujemy się, że będziemy odpowiedzialne za oprawę muzyczną. Muszą być w Duchu Taize-dodaje Ksiądz. Teksty mają być wyświetlone na projektorze, więc trzeba przygotować prezentacje z tekstami. W pierwszej kolejności zajmujemy się zdobyciem piosenek. Po kilku godz. znajomy Ksiądz wykopuje je ze sterty misyjnych materiałów i dostarcza nam. Okazuje się, że kojarzymy 20% zdobyczy. Następne chwile spędzamy na nagraniu piosenek śpiewanych przez Księdza, by móc się ich wieczorem nauczyć. Odkurzamy gitarę i wspólnymi słuchami tworzymy chwyty. Potem Aga zajmuje się prezentacją, a ja szukam 100 cytatów Janka Bosko, które będziemy mogły wręczyć wraz z lizakami w gratisie wszystkim przybyszom. Co jakiś czas serwujemy sobie przerwę i próbujemy przyswoić śpiewanie i granie piosenek. Po 2.00 finiszujemy i idziemy spać.
Rano dowiadujemy się, że piosenki jednak nie będą wyświetlane na projektorze i lepiej będzie jak zrobimy śpiewniczki.
Na adoracji Ksiądz przejmuje prowadzenie-wchodząc ze swoją gitarą i pieśniami.
Lizaków z cytatami nie wręczamy, bo właśnie w chwili naszej nieobecności połowa ludzi zdążyła się rozejść.

Święto Jana Bosko

Kilka dni przed Siostra Dyrektorka szkoły, w której uczymy, prosi nas o przygotowanie konkursów dla uczniów. Wy tylko będziecie koordynować, a nauczyciele wszystko poprowadzą. Wyrażamy przed Siostrą swe zadowolenie z takiego podziało obowiązków i bierzemy się do dzieła. W pierwszej kolejności tworzymy listę z konkursami. Następnie poszukujemy wszystkich potrzebnych gadżetów do ich wykonania. Ku naszemu zdziwieniu większość rzeczy znajdujemy w naszym domku. Kolejne 3godz spędzamy na obchodzie placówki-odsyłane z miejsca do miejsca. Wracamy do do domu praktycznie bez niczego z nadzieją, że następnego dnia uda nam się ogarnąć.
Rano, godz przed Mszą otrzymujemy zadanie, by przejść po wszystkich klasach i pozapisywać ludzi na konkursy. Warunkiem zapisu na listę jest udział w loterii-koszt biletu 5 kwacha (3.5zł) W każdej klasie wszyscy tryskają wielką radością na nasze wieści, do momentu gdy nie wspominamy o kupnie losu. Przeważnie reakcją jest pytanie: Czemu nikt nam nie powiedział o tym wcześniej?! Lub podejście z 1 kwachem i zapytanie: Czy tyle wystarczy?! Po obejściu całej szkoły, w której uczy się około 1000uczniów, mamy na liście 84 osoby, z czego my-za pieniążki podesłane od naszej znajomej Ani płacimy za nasze dziewczynki z Sierocińca. Po uroczystej Mszy, udajemy się na Plac Szkolny by kontynuować celebrowanie Święta. Z daleka słyszymy krzyki: Patrycja, Agnieszka, gdzie jesteście? Wszyscy na Was czekają! Zawalamy się wszystkimi gadżetami maxymalnie jak się da i lecimy na środek placu, na którym wita nas 1000osób. Siostro, a gdzie mikrofon? - Pytamy. Nie wiedziałam, że będziecie potrzebować, zaraz ktoś przyniesie-słyszymy odpowiedź. Nie mamy czasu, róbcie na razie bez mikrofonu, po 2 konkursy jednocześnie, możecie brać również tych spoza listy-dodaje. Po mimo, że nie dowierzamy temu wszystkiemu, zaczynamy tak działać. Po godz pojawia się mikrofon, który po przez swą awarie nie polepsza sytuacji. Jednak udaje nam się to poprowadzić do końca bez jego wsparcia.

Dawanie siebie, pomaganie potrzebującym, działania charytatywne. To, to co pociągało me serce od młodych lat. Jednak pod pewnymi warunkami. Gdy widziałam w tym jakiś sens i choć minimalne efekty pracy. Gdy miałam kontrolę nad sytuacją, a mój tok myślenia nie sprzeciwiał się niczemu. Dzięki przyjaźni z Panem Bogiem, moje warunki z czasem zaczęły łagodnieć-serce stawało się coraz mniej ograniczone. 

Na misji przyszedł czas na "jazdę bez trzymanki"– działania bez stawiania jakichkolwiek warunków. Teraz motywacją jest tylko/aż MIŁOŚĆ.                       Wlewająca pokój i szczęście w serce niezależnie od przebiegu sytuacji.


niedziela, 2 lutego 2014

Okruchy Czarnej Rzeczywistości

W Zambii wraz z Nowym Rokiem występuje w duecie Nowy Rok Szkolny. Z wielką radością i utęsknieniem wracam do moich kochanych urwisów, po miesięcznej przerwie. Na Planie Zajęć moich Czwartaków zastaję nieznane dotąd lekcje. Jedna z nich w sposób szczególny przykuwa moją uwagę: Wychowanie Seksualne. W mgnieniu oka me myśli zostają zbombardowane przez pytania: Po co?! Czy to aby nie za szybko?! Czy te małe dzieci w ogóle będą wiedziały o czym mowa?!

Z uzyskaniem odpowiedzi na tego rodzaju pytania jest jak z czekaniem w Zambii na otrzymanie paczki z Polski. Nigdy nie wiadomo ile będzie szła i czy w ogóle dojdzie.

Tym razem przybywa w ekspresowym tempie, bo już po tygodniu.
Dostawcą są dwie sytuacje.

Każdego dnia spędzam 1.5 godz na "Study Time" (Czas na naukę) z dziećmi od 1-3klasy. Gdy uda nam się uporać z pracami domowymi i zaległościami przed czasem, spędzamy kilka chwil na wspólnej zabawie. Z reguły piłka, guma do grania i kolorowanki cieszą największym powodzeniem. Dzisiaj pierwsze skrzypce gra 10 letnia Susan, która opowiada o swych zabawach z rówieśnikami. Tematem przewodnim jest seks. Mówi o tym tak swobodnie jakby rozmawiała o pogodzie. Wskazuje mi również swych nauczycieli z tej dziedziny: 9 letniego Tapsona i 8letnią Jane. Po czym dodaje: "Agnieszka, chodź, pokażę Ci jak to się robi".

Tego samego wieczoru po powrocie do domu dowiaduję się, iż w pobliskiej wiosce ludzie wierzą, że najlepszym lekarstwem na HIV jest seks z dziewicą. Na deser słyszę, iż jedna z takich rodzin, gdy dowiedziała się o chorobie swego 12 letniego syna, kazała mu uprawiać seks ze swoją 3 letnią siostrą.

Tym razem przybycie odpowiedzi nie wywołuje najmniejszej radości. Wręcz przeciwnie, jest powodem wielkiego smutku. Jednak po mimo tego, jestem wdzięczna, że ją otrzymałam.
Bo ukazała prawdę.
Bo otworzyła szerzej oczy.
Bo odsłoniła cząstkę bolesnej rzeczywistości.