sobota, 30 listopada 2013

Anioł, Przyjaciółka, Nauczyciel Miłości

                                                                                                                                                        Gdy miałam 17  lat otrzymałam  wspaniały prezent. Od tak. Bez żadnej okazji. Była Nim dziewczyna o imieniu Patrycja.  Po pewnym czasie dowiedziałam się, że Nadawcą tej nietypowej paczki był sam Pan Bóg.


Początek naszej znajomości był bardzo nietypowy. Pati przybyła do mnie zapłakana z pytaniem, czy zechcę sie z Nią kolegawać?! Gdyż słyszała, że dobry ze mnie człowiek, a Ona nie ma takich wokół siebie. Mowiła bardzo poważnie, z wielkim przejęciem. Oczy Jej były tak samo błagające i przekonujące jak te kota ze Shreka. Od razu zaznaczyła, ze nie chce się mi zbytnio naprzykszać. Prosiła o niewiele - dwa spotkania w tygodniu. Widziałam Ją przed tą rozmową za ledwie kilka razy, więc moja wiedza na Jej temat była bardzo ograniczona,  jednak nie miałam serca odmowic. Zgodziałam się.


Już w pierwszym tygodniu złamałyśmy umowę odnośnie ilości spotkań- widziałyśmy się każdego dnia. Nie przeszkadzalo mi to ani trochę. Wrecz przeciwnie, odliczałam godz. do każdego spotkania. Gdy przychodził moment  pożegnania, ogarniał mnie wielki smutek.  Była pierwszą  Osobą przy której czułam, że mogę być w pełni sobą. To właśnie Pati sprawiła, że uwierzyłam w przyjaźń. Wcześniej myslałam, że istnieje jedynie w bajkach, filmach czy książkach. Nie było rzeczy o której nie mogłabym z Nią porozmawiać. Żaden pomysł na spędzenie czasu nie wydawał sie za głupi i czy nie do zrealizowania. Po kilku miesiącach naszej znajomości widziałam w Niej odbicie swej Duszy. Rozumiałyśmy sie już bez słów. Często jeden uśmiech czy kiwnięcie głową było sposobem na przekazanie sobie potrzebnych informacji. Gdy poznawałyśmy kogoś nowego, nierzadko pojawiało się pytanie: “Znacie sie od urodzenia?”







Trzy lata później wybrałyśmy sie na studia i zamieszkałyśmy ze soba. Czułam,  że jest jedyną Osobą z którą mogę dzielić pokój. Praktycznie z momentem przejścia przez próg mieszkania zaczeły nas atakować nasze złe nawyki i przyzwyczajenia. Tok myślenia nie zawsze był taki sam. Potrzeby  i pragnienia również inne. Jazda bez trzymanki. Pati bardzo często fundowała mi sprawdzian z miłości, na którym pojawiało się wciąż to samo pytanie: Miłość to: a) kochanie po mimo b) kochanie ponieważ?! Swoim  życiem pokazywała, że nieistotne jest to co robimy, ale ile milosci wkładamy w każde nasze najmniejsze działanie. Zachwycała mnie swą samodzielnością i ogarnięciem. Nie było dla Niej rzeczy niemożliwych.

Wspaniałym prezentem była wiadomość, że jadę z Nią na misje. Jesteśmy tutaj razem dwa miesiąc. Byłam przekonana, że już nic nie jest w stanie nas w sobie zaskoczyć. Jednak jest zupełnie inaczej. Każdego dnia dowiaduję się o Niej coś nowego i zadziwiającego. Co krok  zachwycam się Jej postawą. Regularnie sprawia, że szczęka opada mi z wrażenia. Często udziela cennych wskazówek odnośnie tego, którędy iść, by nie zboczyć z drogi prowadzącej do Świętości.


Patusia! Dziękuję Ci za to kim byłaś i za to kim jesteś.
Szacun dla Ciebie, mój wielki Idolu i wzorze do naśladowania. :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Sposób na szczęście

Wysiada prąd.

Na Czarnym Lądzie humor jak dopisywał tak dopisuje. Uśmiech nie znika z twarz dzieci. Nikt nie widzi przeszkody do dobrej zabawy. Jedni śpiewają tak głośno, że słychać ich na każdym krańcu 15 hektarowej placówki. Drudzy zaczynają tańczyć. Ich ciała poruszają się w rytm grających bębnów. Jest również grono, które  za pomocą dwóch kamyków organizuje świetną zabawę na kilka godz.



Dorośli w Zambii niezmiennie cieszą się chwilą. Brak prądu nie powoduje większego zakłócenia. Ci którzy mają możliwość, kontynuują swą prace. Ci którzy jej nie mają wykorzystują czas na rozmowę z bliskimi czy spotkanie z samym sobą. Dla wielu jest to idealny moment na romantyczną kolację przy swiecach. Zakalec zdychający w piekarniku i kurczak niemalże surowy nie wywołują najmniejszej złości czy smutku u zakochanych.

Na Białym Lądzie w ekspresowym tempie zwalają się do dzieci niechciani goście. Imiona ich to : smutek,  złość i wielkie niezadowolenie. Jedni zamykają się w swoim pokoju i zwinięci w kłębek płaczą bez opamiętania. Inni latają po całym domu jakby byli poparzeni i wykrzykują swe żale.  Są i  tacy, którzy próbują przespać brak dostępu do internetu, tv czy komórki.



W polskim domu powstaje wielki chaos. Wszystkie plany na najbliższe chwile odchodzą w niepamięć. Żona obwinia męża o brak prądu, a mąż żone. Zosia krzyczy do Patryka "Rusz się i napraw to albo wezwij jakiegoś fachowca. Przecież  tak nie da się funkcjonować!" Prąd powraca. Jednak beznadziejny humor i skwaszone miny grają  pierwsze skrzypce już do końca dnia.




Zambijczycy pokazują mi jak być szczęśliwą po mimo, a nie ponieważ..
Uczą mnie uzależniać każdą sytuację od szczęścia, a nie szczęście od sytuacji..  


poniedziałek, 18 listopada 2013

Cierpliwość

Jedni uważają, że albo się ją ma albo nie. Mówią, że są tacy wybrańcy, którzy otrzymują  ją w pakiecie  przy porodzie i tacy, którzy urodzili się bez niej i nie mają już żadnych szans na jej zdobycie przez całe życie.

Inni natomiast twierdzą, że każdy ją otrzymuje i to w dodatku  w  takiej samej ilości. Są zdania, że wielkość cierpliwości ulega zmianie przez całe życie. Jest  zależna  od  tego czy się  o nią troszczy czy jest się obojętnym wobec jej istnienia.

Misje-szkoła w której każdego dnia uczę się MIŁOŚCI. Dlaczego o tym teraz piszę skoro mowa o czym innym?! Ponieważ ostatnio miałam sporo lekcji poświęconych właśnie cierpliwości. Nauczyciele są tutaj bardzo wymagający i dużo zadają do domu.

                            

 
                                                                 

 Pozwólcie, że przedstawię Wam kilku z Nich:
-Rosmery, która zjada kartkę z zadaniami, gdy któregoś nie potrafi rozwiązać
-Jon, który wciąż powtarza, że nie jest w stanie rozwiązać żadnego zadania bo jest zmęczony, boli go głowa lub brzuch
-Edit, która czytając książkę nie patrzy się w tekst tylko na mnie i zgaduje słowa, których nie potrafi przeczytać
-Cherchil, który zapisuje notatki na tej stronie w zeszycie na której mu się otworzy
- Miniwa z, która od miesiąca próbuje wejść w dialog,  a ona za każdym razem odwraca głowę  w drugą strone i milczy
-Memo, który po dostrzeżeniu, że rozwiązał coś źle zaczyna rzucać wszystkim co ma pod ręką, a następnie wybiega z klasy lub zaczyna płakać
-Umówione spotkanie na konkretną godz, które przesuwa się o kilka godz lub wcale się nie odbywa
-Wyjazd niedaleko poza miasto, który wiąże się z  kilkoma przystankami i częstym jeżdżeniem w  kółko
-Internet, który pojawia się na 5min a znika na kilka godz. lub dni
-Podróż busem, który rusza dopiero wtedy,  gdy zostanie  wypełniony po brzegi (raz trwa to 1min a raz 60min)


          

Jeśli uczęszczach również na takie lekcje to życzę CI dużo sił i  wytrwałości w trenowaniu -doskonaleniu swej CIERPLIWOŚCI.

Jeśli nie to serdecznie zapraszam do podjęcia się tego trudu-pracy nad sobą.                    
Nie zwlekaj, rozpocznij naukę już dzisiaj! :)

piątek, 8 listopada 2013

Wszystkich Świętych w Zambii

Gdy dowiedziałam się jak tutaj wygląda świętowanie dnia "Wszystkich Świętych" ogarnął mnie smutek, że nie będę mogła go odpowiednio przeżyć. Najodpowiedniejsze słowo, które przychodziło mi na skomentowanie tego dnia to BRAK:


- dostępu   do   cmentarza,  a   więc  i  wszystkich przygotowań do tego dnia (czyszczenia   pomników    wyrywanie  chwastów, usuwanie liści znajdujących się w najbliższej okolicy, zamówienie pięknej ikaban i zniczy do nich pasujących)
- uroczystej Mszy św., procesji oraz kazania oddającego istotę dnia
- odwiedzin  grona  bliskich  mieszkających nieopodal cmentarza
- pysznego  obiadu, ciast i  wszelakich  słodkości, którymi zajadam się co roku u Brata
- wieczornego spaceru na cmentarz ze znajomymi
- widoku, który za każdym razem mnie zachwyca (tysiące palących się zniczy, które sprawiają, że ciemność nie gości ani przez chwile tej nocy na cmentarzu)


Okazało się, że ten "BRAK" nie stanowi ani przeszkody ani utrudnienia w świętowaniu. Ośmielę się go wręcz nazwać wielkim Błogosławieństwem. To właśnie dzięki nieobecności wyżej wymienionych rzeczy, pierwszy raz tak wyraźnie dostrzegłam to co powinno być na pierwszym planie tego dnia. "BRAK" powtarzał mi przez cały dzień, że dążenie do świętości jest głównym powołaniem każdego człowieka. Niezależnie od tego czy jest księdzem, nauczycielem, siostrą, studentem, czy wolontariuszem. Jak powiada moja ulubiona Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty: "Świętość nie jest luksusem dla nielicznych, ale obowiązkiem dla mnie i dla Ciebie." Dokonał również pięknego odkrycia, że najważniejszy pomnik jest zawsze tam gdzie się aktualnie znajduję, bo jest nim moja Dusza. To właśnie o jej piękno powinnam się troszczyć w szczególności. Nie raz do roku, ale każdego dnia.

Otrzymałam również kilka wskazówek odnośnie pielęgnacji pomnika:
- usuwanie brudu, liści i chwastów jedynie za pomocą sakramentu pokuty,
- ikabany i kwiatki dostarczam poprzez dobre uczynki i okazywaną miłość wobec bliźniego,
- świeczka pali się tylko wtedy gdy jestem w stanie łaski uświęcającej.

To właśnie Jej moc będzie sprawiała, że wiara, nadzieja i miłość będzie rozświetlała ciemności - trudności dnia codziennego.
Choć często wydaję mi się, że otrzymuję nie to co chciałam i nie tak jak sobie wymarzyłam, to zawsze końcowo okazuje się, że nie mogłam dostać nic lepszego. Dzień, który myślałam, że nie będzie miał miejsca bytu w Zambii, okazuje się najbardziej świadomym i najpiękniej przeżytym dniem "Wszystkich Świętych".

Dziękuję Ci Tato za Twą nieustanną obecność i troskę o mą Duszę.
Za to, że uzdalniasz mnie do dostrzegania Cię w "BRAKU"