sobota, 11 stycznia 2014

Świętowanie Narodzin Chrystusa w Buszu

Tegoroczne Święta spędzam 7547 km od mojego rodzinnego domu, oraz 1000km od tego nowego-City of Hope. Korzystając z zaproszenia dwóch Księży z Polski obchodzę je w Lufubu wraz z wolontariuszami z Polski i  Zambii.

Lufubu to malownicza, maleńka wioska w Buszu. Bieda daje tu o sobie znaki na każdym kroku. Lufubu jest posiadaczem za ledwie jednego sklepu, w którym nie ma nic poza pastą do zębów, mydłem, mlekiem, jajkami i napojami. Natomiast dzieci tu jak grzybów po deszczu. Tak! To one są największym bogactwem tego miejsca. Niezależnie od tego w jakim stanie wychodzisz z domu, ich widok sprawia, że wielki banan pojawia się na twej twarzy. Gdy widzą białego człowieka, biegną ile sił w nogach jedynie po to, by dotknąć, przytulić, pozdrowić.
Zaledwie kilka domów posiada tu prąd. Nasz ma to szczęście. Co prawda często stroi sobie żarty i znika, jednak nie zniechęca nas to do współpracy z nim. Wykorzystujemy każdą chwilę jego obecności, co sprawia, że  na naszym wigilijnym stole pojawiają się trzy gatunki ciasta, babeczki, sałatka, ryby i pierogi. Gdy na dworzu chłodniej- ok 25 stopni, a prąd funduje sobie przerwę w robocie, zasiadamy do Wieczerzy. Klimat sprzyja dzieleniu się opłatkiem i składaniu życzeń. Następnie zajadamy się pysznościami, które od kilku miesięcy nie miały nic wspólnego z naszymi podniebieniami. Ksiądz Czesiu wyciąga akordeon i zaczynamy kolędowanie. W między czasie wspominamy swe ostatnie Święta. 


O 19.00 przychodzi pora na najważniejszy punkt programu. Kościół w 80% wypełniony przez dzieci.
W centrum żłobek, w towarzystwie palm przyodzianych w papier toaletowy. Poza tym dekorację tworzą ogromne ilości kolorowych balonów, serpentyn i papieru toaletowego. Jest radość-uczestniczymy w Narodzinach Chrystusa! Witamy Go tańcem i śpiewem. Nasze ciała poruszają się w rytm grających bębnów, a usta nie powstrzymują się i wykrzykują swą radość. Po zakończeniu uroczystości w kościele, udajemy się na zewnątrz i podziwiamy Niebo, które zdobią kolorowe fajarwerki.





Skaczę ze szczęścia. Powodem tego nie są ani te piękne widoki, ani nietypowa Eucharystia. Jest  nim Jezus, który zechciał narodzić się w mym sercu. Pomimo, iż takie ubogie i niegodne by Go przyjąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz